FiiO FH5 [recenzja]
Author:Maciej Sas
Review from:Kropka Audio
→→ Read the original article on Kropka Audio:>> Click here
FiiO wprowadziło do sprzedaży czteroprzetwornikowe i trójdrożne hybrydy FH5. Trzy przetworniki armaturowe i jeden dynamiczny zamknięto w obudowie z dodatkowym kanałem basowym. Producent obiecuje znakomite brzmienie z pełnym basem, bliską średnicą i wyraźną, ale spokojną górą pasma.
Dotychczas seria FH składała się tylko z jednego modelu FH1, czyli dwuprzetwornikowych hybryd w obudowach podobnych do serii F, ale ze zmienionym wzornictwem. Model FH5 wydaje się nie pasować do słuchawek FH1. Nowość nawiązuje wzornictwem raczej do F9 lub F9 PRO, ale FH5 to słuchawki większe i bardziej efektowne wizualnie. Zastanawiałem się czy FH5 kontynuują rozrywkowy charakter FH1, czy brzmią bardziej analitycznie, tak jak F9 PRO. A może to niejako fuzja obu linii słuchawek? Miałem też wątpliwości, czy FiiO jest w stanie podnieść jakość dźwięku tak, by usprawiedliwić wyższą cenę, wynoszącą standardowo 1199 zł.
Wyposażenie
FH5 zapakowane są w dużo większe pudełko od niższych modeli słuchawek producenta. Czarną nakładkę zdobi efektowny szkic przedstawiający FH5, a same pudełko posiada wytłoczone logo marki i jest zamykane magnetycznie. Akcesoria również uległy zmianie względem FH1 lub F9 PRO, ale to czy jest to zmiana korzystna, zależy od punktu widzenia. W zestawie ze słuchawkami otrzymujemy:
plastikowe pudełko;
futerał;
kabel słuchawkowy 3,5 mm;
opaskę z rzepu;
tipsy silikonowe Balanced (S, M, L);
tipsy silikonowe Vocal (S, M, L);
tipsy silikonowe Bass (S, M, L);
pianki termoaktywne (3x M);
przyrząd do czyszczenia;
instrukcję obsługi oraz dokumentację.
Jak widać zabrakło kabla zbalansowanego 2,5 mm. FiiO tłumaczy, że aktualnie konieczne byłoby dodawanie do słuchawek przewodu 2,5 mm oraz 4,4 mm, ze względu na wprowadzenie do sprzedaży modułu wzmacniacza AM3B, więc wybór pozostawiono użytkownikowi – dedykowany kabel zbalansowany ma być dostępny oddzielnie w sprzedaży.
Kabel niesymetryczny 3,5 mm jest zupełnie inny od okablowania z FH1, F9 czy F9 PRO. Widać, że to wyższa półka pod względem jakościowym, ale niestety zabrakło pilota z mikrofonem. Najwyraźniej producent założył, że słuchawki z tej półki cenowej będą używane przez wymagających z odtwarzaczami muzyki lub mobilnymi DAC/AMP. To rozumowanie ma sens, ale jednak w wielu przypadkach flagowe smartfony zastępują już dedykowane odtwarzacze.
Inne jest też pudełko na słuchawki, które tym razem jest przezroczyste – jedynie silikonowe wnętrze pozostało czarne. Zmienił się też futerał, który przypomina ten z zestawu F9 PRO, ale jest pojemniejszy, chociaż nadal trudno zmieścić w nim słuchawki ze względu na gruby kabel. Tym razem tipsy są posegregowane w dużej, piankowej foremce z nadrukami, a do zestawu dołączył także przyrząd do czyszczenia.
Konstrukcja
Na pierwszy rzut oka FH5 wyglądają jak powiększone F9 PRO, w których zrobiono miejsce na dodatkowy przetwornik. To również aluminiowe słuchawki w kolorze tytanowym, które zdobi podobna, „aerodynamiczna” fala. Konstrukcja jest także typu Over The Ear, ale bardziej pionowa. Producent zdecydował się na efektowną wstawkę w postaci złotawej lamówki. Przyznaję, że jednolita kolorystyka F9 lub F9 PRO bardziej przypadła mi do gustu, ale FH5 również wyglądają estetycznie. Nic nie można zarzucić także wykonaniu – obudowy są kilkuczęściowe, wycięte z aluminium metodą CNC i wzorowo spasowane.
Obudowy zostały ukształtowane ergonomicznie, odpowiadają wewnętrznej części małżowiny usznej. Pokrywki są dwuczęściowe, a pozostała część obudowy jest wycięta z jednego elementu aluminium. Od wewnętrznej strony są kątowe tulejki z metalowymi filtrami, przez które widać potrójne otwory wylotowe. Obok szerokich tulejek można dojrzeć także oznaczenia kanałów i odpowietrzniki. Gniazda MMCX zamocowano w górnej części – są zabudowane kolorowymi wstawkami, czyli niebieską dla lewej słuchawki i czerwoną dla prawej, co odpowiada pierścieniom na wtyczkach MMCX.
Posrebrzony kabel rzuca się w oczy – jest gruby i efektowny. Tuż przy wtyczkach MMCX są długie zausznice, które odsłaniają skręcone żyły. Przezroczyste są także obudowy wtyczek MMCX, jak i reszta izolacji. Uwagę zwraca szczególnie odcinek od kątowej wtyczki 3,5 mm w aluminiowej obudowie, do podobnie wykonanego rozdzielacza z suwakiem, który jest złożony ze sklejonych ze sobą żył w oddzielnych izolacjach. Ponownie nie zabrakło opaski z rzepu do spięcia kabla.
Użytkowanie i ergonomia
Doceniłem słuchawki FH1 czy F9 PRO za „łezkowy” kształt, ale narzekałem na kilka aspektów. Musiałem zakładać słuchawki odpowiednio głęboko, w innym przypadku tipsy nie wypełniały kanałów słuchowych. Nie podobały mi się też zausznice pozbawione drucików, które zaginały się samoczynnie trochę zbyt mocno, więc prawie zwijały się w precle. Pierwsze wersje F9 miały też problemy z okablowaniem – wtyczki MMCX było bardzo trudno wypiąć, a i z F9 PRO operacja wymagała użycia siły.
Nowy model eliminuje niektóre wady, a pozostałe częściowo poprawia. Zacznijmy od aplikacji, która jest już bezproblemowa. Nie musiałem odpowiednio wyczuwać sposobu zakładania, wkładać słuchawek na określoną głębokość. Po prostu zakładam słuchawki i niczym nie musze się przejmować. To samo dotyczy kształtu obudów, który odpowiednio wypełnia małżowiny, odstaje tylko minimalnie i nie uciska. W efekcie FiiO FH5 są dla mnie bardziej komfortowe od kanciastych Campfire Audio Andromeda lub Polaris.
Kabel jest masywny, więc zmianie uległy także zausznice i wtyczki MMCX. Nadal nie ma drucików w zausznicach, więc nie można nadać im pożądanego kształtu, ale teraz zausznice nie zaginają się tak mocno i nie uwierają. Same obudowy MMCX są tym razem większe, obracają się z wyraźnym oporem, trzymają pewnie, ale łatwo je wypiąć. Niestety okablowanie jest mniej praktyczne, niż to z zestawu F9 czy F9 PRO, gdyż kabel jest ciężki i sztywny, nie układa się tak dobrze, a potrafi się także odkształcać.
Moim zdaniem FH5 tłumią lepiej od pozostałych słuchawek producenta. Izolacja od otoczenia ponownie nie jest idealna – słuchawki mogą nie wygrać z harmiderem, ale już można z powodzeniem korzystać z nich mobilnie w przestrzeni miejskiej.
Specyfikacja
przetworniki: armaturowy Knowles ED30262 (średnica), dwa armaturowe Knowles 31082 (wyższa średnica/tony wysokie) oraz jeden dynamiczny 10 mm (bas) z tunelem S.TURBO, konstrukcja trójdrożna
pasmo przenoszenia: 15 Hz-40 kHz
czułość: 112 dB/mW
maksymalna moc wejściowa: 100 mW
impedancja: 19 Ω
kabel: MMCX, 120 cm, kątowy wtyk 3,5 mm
masa: 8 g (jedna słuchawka)
Brzmienie
Słuchawki: Campfire Audio Andromeda, Polaris i Comet, Etymotic ER-4PT, Oriveti New Primacy, Aune E1, FiiO F9 PRO, iBasso IT01, Simgot EN700 PRO, Alpha&Delta D6
DAC/AMP i wzmacniacze: FiiO Q5 (AM3B), Leckerton UHA-760, Astell&Kern AK XB10, FiiO BTR1
DAP: Astell&Kern AK70 MKII, iBasso DX200, iBasso DX150, FiiO X5 III, FiiO M7, OnePlus 5
Interkonekty: Forza AudioWorks Copper Series, Klotz, Oriveti Affinity
Muzyka: wiele gatunków, różne realizacje, w tym 24-bit oraz nagrania binauralne
FiiO FH5 i tipsy
Nie do końca zgadzam się z oznaczeniami tipsów zastosowanymi przez producenta. Standardowo na słuchawki nałożone są czarne końcówki („Balanced), ale moim zdaniem to tipsy białe z czerwonymi trzpieniami („Vocal”) są tymi zrównoważonymi. Te pierwsze oferują lekkie ciepło, są łagodne w górze pasma, ale jeszcze nie ciemne. Natomiast te drugie są neutralne w charakterze, jaśniejsze i tym samym bardziej bezpośrednie. Szare nakładki „Bass” brzmią tonalnie jak tipsy „Balanced”, ale z większym średnim basem. Gęste i „plastelinowe” pianki oferują brzmienie płytsze w basie, ale za to bardziej klarowne w górze pasma – mogą docenić je fani jasnego dźwięku.
Moim zdaniem najlepsze efekty dały tipsy „Vocal”, czyli białe z czerwonymi trzpieniami. W takiej konfiguracji dokonałem ostatecznych odsłuchów.
Brzmienie FiiO FH5
FH5 to rzeczywiście fuzja brzmienia FH1 z F9 PRO. Słuchawki łączą w sobie muzykalny charakter FH1 z bardziej średnicowym i analitycznym brzmieniem F9 PRO. Nie jest to tylko zwykła synteza obu modeli – producent wywindował rozdzielczość, holografię i jakość basu, a także uspokoił „peak” w sopranie. Moim zdaniem efekty są rewelacyjne. Słuchawki popisują się dynamicznym i głębokim basem z mocnym atakiem, naturalną i bliską średnicą oraz przejrzystą górą pasma, ale pozbawioną wyostrzenia. Scenicznie jest również bardzo dobrze, ale specyficznie – scena FH5 jest inna, niż zazwyczaj w słuchawkach dokanałowych.
Niskie tony są wspaniałe. Producent nie bez powodu wspomina kilkukrotnie o specjalnym kanale basowym – niskie tony wydają się być zupełnie niezależne, nie kolidują z resztą pasma, wybrzmiewają swobodnie i szybko. Basu nie brakuje, ale nadal jest podawany w optymalnej ilości. Gdy nie trzeba nie wychodzi przed szereg, a przywołany do tablicy bryluje. Brzmienie nie jest pod żadnym pozorem anemiczne lub szkicowe, to masywny i kształtny dół pasma o znakomitym zejściu w subbas. Słuchawki brzmią soczyście i mają kopa, potrafią efektownie zawibrować, energicznie pulsować czy też nisko zamruczeć i to bez objawów mulenia. Dynamika dołu pasma jest znakomita, a pochwalić należy także zróżnicowanie faktury instrumentów oraz ogólną kontrolę basu. Miałem taką samą satysfakcję z odsłuchów cyfrowych sampli, syntezatorów, jak i gitar basowych lub kontrabasów.
Średnica z nakładkami „Vocal” lub piankami jest neutralna w barwie, na pozostałych lekko zbliża się w stronę ciepła. Bez względu na tipsy brzmienie średnicy jest bliskie i naturalne, pasmo nie daje się przytłoczyć przez bas. Niższe zakresy są odpowiednio dociążone i masywne, a wyższe nie zostały wycięte, ale tym samym nie są wyostrzone. Nie ma szorstkości w zakresach ponad 1 kHz, więc brzmienie jest gładkie, płynne i spójne. W efekcie można liczyć na mocne, ale niesybilizujące wokale. Brzmienie jest nadal odpowiednio klarowne i bezpośrednie, bez zgaszenia czy przyciemnienia środka. Rozdzielczość jest wysoka, a faktury instrumentów różnicowane – FH5 mogą służyć do analizy, ale to jednocześnie słuchawki muzykalne. Brzmienie jest też uniwersalne – FH5 bez problemu radzą sobie z elektroniką (nowszą lub starszą), jazzem, klasyką, muzyką filmową czy też gitarowym graniem. Mało które dokanałówki potrafią „udźwignąć” metal, a FH5 przekazują jak należy brzmienie zespołów: Meshuggah, Gojira, Pantera, Slayer, Kyuss, a nawet Cynic. FH5 umieją oddać charakter zarówno nagrań ciężkich i masywnych, średnicowych i zadziornych, jak i lekkich oraz punktowych. W żadnym przypadku nie uświadczyłem anemicznego jazgotu, który zdarza się wielu armaturom w gatunkach metalowych.
F9, FH1 i F9 PRO mają charakterystyczny „peak” w sopranie, znany z wielu słuchawek. Co prawda jest on najłagodniejszy w F9 PRO, ale również występuje. Modelu FH5 już to nie dotyczy, ale uspokojenie góry uzyskano bez wycięcia pasma czy przyciemnienia brzmienia. Góra jest nadal klarowna i bliska, odpowiednio rozciągnięta i precyzyjna, ale już pozbawiona sykliwości. Nadal daje się wychwycić, które nagrania mają problemy z sybilizacją, ale słuchawki przy tym nie kłują. Pasmo odpowiednio doświetla średnicę, wspomaga solowe gitary i smyczki, przekazuje metaliczność talerzy perkusyjnych. FH5 mogą jednak nie spodobać się fanom chłodnego i wyostrzonego dźwięku z priorytetem na analityczność. Góra pasma jest podawana łagodnie i spokojnie, nie jest agresywna.
Scena dźwiękowa jest specyficzna. Zazwyczaj dominuje stereofonia, słuchawki wolą dzielić przekaz na kanały, rozciągając brzmienie w szerokości. Z FH5 jest inaczej, gdyż tutaj głębia gra pierwsze skrzypce – priorytet ma różnicowanie w płaszczyźnie przód-tył. FH5 potrafią zabrzmieć sprzed twarzy, jak i daleko w okolicach ramion, rozstawiając instrumenty także w pionie. Efekt jest nietypowy, tak jakby ktoś zremasterował odtwarzaną muzykę z myślą o słuchawkach, a nie głośnikach stereo. Wiele nagrań zaczyna brzmieć jak binauralne, a albumy nagrane tą techniką brzmią znakomicie. Czasami jednak przekaz jest trochę za wąski, aż chce się odsunąć instrumenty bardziej na lewą i prawą stronę. Nie ma za to najmniejszych problemów z separacją dźwięków, instrumentom towarzyszy dużo powietrza, a są one też kształtne i trójwymiarowe, jak przystało na multiarmatury z wyższej półki.
FiiO FH5 i sprzęt
Słuchawki są czułe na charakter sprzętu, ale nie kręcą nosem. Zabrzmiały dobrze w każdej konfiguracji, ale moim zdaniem najlepsze efekty dały połączenia, które nie kasowały subbasu. To atut słuchawek, więc jeśli odtwarzacz ścina dół, to traci się ważny element brzmienia FH5. W drugą stronę też lepiej nie przesadzać, chyba że szukamy właśnie takiego efektu i słuchamy głownie muzyki bazującej na niskich tonach. W niektórych połączeniach dało się usłyszeć szum, który jednak nie uprzykrzał odsłuchów.
Rewelacyjnie zgrał się FiiO Q5 z modułem AM3B. Bas był dynamiczny, swobodny i punktowy, średnica bliska, zarysowana i wyrazista, a góra czysta i kontrolowana. Słuchawki robiły wrażenie wielowarstwową głębią. Leckerton UHA760 zapewnił słuchawkom świetne średnie, naturalne, zróżnicowane i bezpośrednie, ale kosztem rozmiarów sceny i głębokości subbasu. Z Q5-tką lepiej brzmiały elektronika oraz metal, ale także lżejsze brzmienia, a UHA760 stawiał głównie na spokojniejszego gatunki i żywe instrumenty.
Zgranie z odtwarzaczami będzie zależne od gustu. FiiO FH5 z Astell&Kern AK70 MKII zaprezentowały się od analitycznej strony, zabrzmiały w sposób zarysowany, bardzo szybki i punktowy, jak przystało na odtwarzacz. Średnica była blisko, wyższe pasmo mocne, a góra rozciągnięta i precyzyjna. Niestety ubyło subbasu, więc bardziej basowa elektronika czy metal nie brzmiały już tak masywnie i gęsto. To zatem dobre połączenie do żywych instrumentów, a trochę gorsze do efektownych i gitarowych brzmień.
Zejścia nie brakowało w połączeniu z DX200 – słuchawki rozwijały skrzydła w basie, ale także pod względem dynamiki i rozmiarów sceny dźwiękowej, szerszej niż w pozostałych połączeniach, ale nadal z priorytetem na głębię. Połączenie było moim zdaniem świetne, lepsze od AK70 MKII pod względem rozmiarów sceny i głębokości dołu. DX150 był trochę płytszy w niskim dole (ale minimalnie), brzmienie było nadal odpowiednio dociążone i masywne. FH5 zabrzmiały bardziej gładko i łagodniej w górze oraz wyższej średnicy od DX200, ale nadal bezpośrednio. Dynamika nie zawodziła, a doceniłem także rozmiary sceny.
Podobało mi się także połączenie z FiiO X5 III, ale pod warunkiem, że muzykę odtwarzałem w aplikacji foobar2000, który generuje bardziej zarysowane, mniej wygładzone brzmienie od standardowej aplikacji FiiO Music. Słuchawki zabrzmiały przestrzennie, dynamicznie i odpowiednio głęboko w basie. Nie był to poziom droższych odtwarzaczy z platformy testowej, które oferowały bardziej konturowy dźwięk, ale brzmienie było już satysfakcjonujące – muzykalne i odpowiednio rozdzielcze.
FiiO FH5 vs inne słuchawki
Muszę przyznać, że FH5 mogą śmiało konkurować ze słuchawkami z wyższej półki. Słychać, że to wieloprzetwornikowe hybrydy – brzmienie jest trójwymiarowe w scenie, a instrumenty kształtne, więc FH5 rozstawiają po kątach mniej lub bardziej zaawansowane słuchawki jednoprzetwornikowe i nie tylko. Moim zdaniem to także zdecydowany krok naprzód względem F9 PRO i innych modeli FiiO.
Trójprzetwornikowe F9 PRO nie mają tak głębokiego subbasu, nie potrafią tak efektownie zamruczeć i masywnie pulsować, czym popisują się FH5. Brzmienie środka FH5 jest bardziej płynne i wypełnione od średnicy F9 PRO, a FH5 prezentują także łagodniej górę pasma. F9 PRO potrafią zasybilizować (np. w przekazie głosu wokalistek), co nie zdarza się z FH5. Nowy model wygrywa holografią – scena jest większa i bardziej napowietrzona, a instrumenty mocniej odseparowane. Słychać korzyści płynące z trójdrożnej konstrukcji FH5, poszczególne pasma wydają się być niezależne. W porównaniu do FH5, F9 PRO są bardziej zbite, mniej napowietrzone, a instrumenty nie tak kontrastowo odseparowane. Moim zdaniem FH5 to wyraźnie lepsze słuchawki i wybrałbym je także zamiast F9 PRO wzbogaconych o lepsze okablowanie.
Kilkukrotnie droższe Campfire Andromeda to wyższa półka, ale może nie aż tak, jakby to sugerowała cena. Andromedy brzmią średnicowo, technicznie, precyzyjnie, w sposób konturowy, twardo zarysowany i wygrywają proporcjami sceny (zarówno głębokiej, jak i szerokiej). FiiO FH5 są gładsze, nie rysują dźwięku jeszcze tak precyzyjnie, ale pod pewnymi względami wygrywają z Andromedami – słuchawki FiiO robią lepsze wrażenie basem i jego zejściem, lepiej radzą sobie z elektroniką operującą mocnym basem. W efekcie FH5 brzmią bardziej muzykalnie, gdyż Andromedy potrafią być wręcz surowe i mocno techniczne. Werdykt może być zaskakujący. Mimo że Andromeda to wyższa półka jakościowa, to nie zdziwiłbym się jeśli wielu postawiłoby znak większości przy FH5, ze względu na pełniejszy bas, łagodniejszy charakter i niższą cenę.
Prawie dwukrotnie droższe Campfire Polaris dostają wycisk od FH5. Słychać, że FiiO to bardziej zaawansowana konstrukcja. Polaris są hybrydowe i dwuprzetwornikowe, co łatwo wychwycić w zestawieniu z FH5 – FiiO mają bliższą, twardszą i pełniejszą średnicę, która w Polarisach jest trochę oddalona. FH5 także mocniej zarysowują brzmienie basu, nie brzmią tak gładko w niskich tonach, jak Polaris, a także swobodniej schodzą w głęboki subbas. Słuchawki FiiO stawiają na głębię, a w Polarisach mały priorytet ma stereofonia. Moim zdaniem FiiO FH5 są lepsze, bez wahania wybrałbym je zamiast Polarisów.
Trójprzetwornikowe hybrydy Oriveti New Primacy to bezpośredni konkurent FH5. New Primacy wypadają lepiej pod względem rozmiarów sceny – grają szerzej, a również mogą pochwalić się ładną głębią. Brzmienie Oriveti jest jednak zupełnie inne: jaśniejsze, chudsze i bardziej punktowo-szkicowe. Przy nich FH5 brzmią masywnie, gęsto i obficie, rysują większe źródła pozorne. Słuchawki FiiO generują ogólnie bliższe brzmienie o mocniejszym konturze, przy nich New Primacy podają dźwięk z większego dystansu. W tej konfrontacji również wybieram FH5.
Po Campfire Audio Comet nie ma czego zbierać. Mimo że to świetne, jednoprzetwornikowe armatury z niezłym zejściem basu, to FH5 zjadają je swobodą niskich tonów, holografią, rozdzielczością średnicy i sopranu. Comet brzmią szerzej, ale nie mają takiej głębi, wysokości sceny i nie rysują trójwymiarowych instrumentów, a raczej płaskie. Podobnie sprawa ma się z innymi słuchawkami jednoprzetwornikowymi z platformy testowej. Bardzo cenię Aune E1 czy Simgoty EN700 PRO, ale FH5 to bez wątpienia wyższa półka jakościowa. Nie jest to chyba zaskoczeniem, FH5 są jednak bardziej zaawansowane, a tym samym znacznie droższe.
FiiO FH5 i kabel Oriveti Affinity
Zbalansowany kabel Oriveti Affinity poprawił kilka aspektów dźwięku, ale różnice nie były tak ewidentne, jak z tańszymi słuchawkami FiiO. Dźwięk stał się mniej gładki, bardziej klarowny i zarysowany, ale bez wpływu na tonalność oraz przystępność wysokich tonów. Jednak najbardziej ewidentna była poprawa stereofonii – FiiO FH5 zyskały na szerokości sceny przy zachowaniu równie świetnej głębi. Może być to jednak wpływ symetrycznych układów w odtwarzaczach i DAC/AMP-ach, a nie zaleta samego kabla Oriveti. Poprawiła się też strona użytkowa – okrągła wiązka Affinity nie plącze się tak, jak płaski i gruby kabel standardowy.
Podsumowanie
Zazwyczaj unikam zachwytów, daję sobie więcej czasu, patrzę na sprzęt z dystansu, bardziej krytycznym okiem. Zdarza się, że początkowy entuzjazm umyka gdzieś w trakcie testów, a na wierzch wychodzą wady. Jednak FiiO FH5 przekonały mnie od samego początku i moje odczucia nie zmieniły się z czasem. Uważam, że słuchawki są absolutnie rewelacyjne. Nie spodziewałem się takiej rozdzielczości, tak głębokiego basu, naturalnej średnicy i idealnie kontrolowanej góry. Słychać też, że holografia jest z wyższej półki – instrumenty mają swój kształt i zajmują określoną przestrzeń w scenie dźwiękowej. FH5 to zdecydowany krok naprzód względem F9 PRO, a słuchawki potrafią także dokopać konkurencji lub nawet droższym konstrukcjom. Wybrałbym je zamiast Campfire Polaris, Comet lub Oriveti New Primacy.
Poprawiła się strona użytkowa, ale nadal można wskazać pewne wady. Słuchawki lepiej tłumią i nie wymagają gimnastykowania przy zakładaniu. Mimo że kabel jest lepszy jakościowo, to okazuje się być mniej praktyczny – jest gruby, sztywny i potrafi zirytować, a brakuje mu także pilota. W zestawie nie ma również kabla zbalansowanego, który mógłby poszerzyć scenę dźwiękową, czyli wyeliminować właściwie jedyną wadę soniczną konstrukcji.
Zdecydowanie polecam FH5 wszystkim, którzy szukają uniwersalnego i muzykalnego brzmienia, ale w wysokiej rozdzielczości i bez braków w basie. Docenią je melomani słuchający zróżnicowanej muzyki – FH5 poradzą sobie z elektroniką, jazzem, klasyką czy nawet metalem. Trzeba jednak zapewnić im odpowiednio dobre źródło dźwięku, które nie kastruje subbasu. Nie polecam FiiO FH5 melomanom preferującym skromny, płytki i szkicowy bas, którzy lubią wyostrzoną górę. FiiO FH5 są w sopranie wyraźne i precyzyjne, ale spokojne.
Dla FiiO FH5
Zalety:
+ dużo akcesoriów wysokiej jakości
+ wzorowe wykonanie
+ estetyczne wzornictwo
+ bardzo dobra ergonomia
+ dobre tłumienie
+ uniwersalny dźwięk
+ czułe na charakter i jakość sprzętu
+ potężny subbas, dociążone i naturalne brzmienie średnicy, klarowna i kontrolowana góra
+ wysoka ogólna dynamika oraz rozdzielczość, trójwymiarowa holografia
Wady:
– dosyć sztywny i ciężki kabel bez mikrofonu
– brak kabla zbalansowanego w zestawie
– scena dźwiękowa mogłaby być szersza
– wymagają pewnej synergii (źródeł ze swobodnym subbasem)
Sprzęt dostarczył: